„Zagończyk – głos jeńca polskiego Stalagu XI B”

Prasa wydawana przez jeńców w obozach Wehrmachtu stanowi interesujący aspekt życia w niewoli. Najczęściej z prawa do prowadzenia własnego czasopisma korzystali oficerowie przetrzymywani w oflagach, którzy dzięki wyższemu wykształceniu i zwolnieniu z obowiązku pracy dysponowali lepszymi warunkami do prowadzenia tego typu działalności. Możliwości jeńców szeregowych na polu wydawniczym były znacznie skromniejsze. Z tego względu „Zagończyk” – pismo Polaków ze Stalagu XI B Fallingbostel jest wyjątkowe.  

W zbiorach Muzeum znajduje się siedem numerów tego czasopisma, które zostały zakupione w 2016 r. wraz z innymi pamiątkami po Aleksandrze Popławskim, przedwojennym dziennikarzu i jeńcu Stalagu XI B Fallingbostel, który był jednym z najważniejszych współpracowników „Zagończyka”.

Pomysł i inicjatywa założenia pisma pojawiła się w środowisku skupionym wokół Maksymiliana Laczkowskiego, męża zaufania polskiego batalionu w obozie Fallingbostel. Początkowo władze niemieckie nie chciały wyrazić na to zgody. Nie kwestionowały prawa jeńców do prowadzenia działalności wydawniczej, utrudniały jednak jej realizację od strony organizacyjnej i materialnej. Ostatecznie, dzięki staraniom męża zaufania, jeńcy otrzymali papier, przybory do pisania i powielacz, nadesłane do obozu przez Międzynarodowy Komitet Czerwonego Krzyża. Dodatkowo M. Laczkowski starał się przekonać niemieckie władze, że dzięki własnemu pismu polscy jeńcy odzyskają równowagę psychiczną, co wpłynie na podniesienie wydajności pracy oraz zmniejszy liczbę ucieczek. W tej sytuacji, na początku 1942 r., komendant obozu, płk. Walter Czerny, wydał zgodę na drukowanie „Zagończyka”. Jednak jego pozwolenie nie miało stałego charakteru. Wydawcy musieli pisemnie zwracać się z prośbą o druk każdego numeru.

Niezwykle trudno jest w miarę precyzyjnie określić nakład pisma. Warunkowała go dostępność papieru i najprawdopodobniej wynosił od kilkudziesięciu do nawet kilkuset egzemplarzy. Rozprowadzano je wśród jeńców mieszkających na terenie obozu oraz tych, którzy pracowali poza nim i przebywali w oddziałach roboczych. Według wspomnień byłych jeńców z obozu w Fallingbostel, wraz z oficjalnymi numerami pisma, wnikliwie badanymi przez niemiecką cenzurę, wydawano również specjalne „niezależne” egzemplarze. Zmieniano w nich jedynie część treści, powtarzając jednocześnie wszystkie graficzne elementy z oficjalnego wydania, dzięki czemu chciano zmylić postronnych obserwatorów. Nielegalne egzemplarze odbijano w małych ilościach i rozprowadzano jedynie wśród zaufanych osób. Działalność ta miała być prowadzona systematycznie i nigdy nie zostać zdemaskowana. Niestety w kolekcji przechowywanej w zbiorach CMJW nie ma żadnego ze wspomnianych „drugoobiegowych” numerów. Nie wiadomo także, czy jakieś zachowały się do naszych czasów, dlatego też trudno stwierdzić, jakiego rodzaju tematy w nich poruszano.    

Na łamach „Zagończyka” przeważały artykuły, komentarze, felietony i wspomnienia. Publikowano także notki informacyjne, recenzje sztuk teatralnych, apele męża zaufania oraz tłumaczenia kazań francuskiego kapelana obozu. Autorzy nie manifestowali swoich politycznych poglądów i przekonań ideologicznych. Celem pisma było pokrzepienie ludzi w niewoli oraz integracja jenieckiego środowiska w obliczu wroga, a nie wymiana opinii i wywoływanie intelektualnego fermentu. Twórcy tekstów zastanawiali się nad przemijaniem, znoszeniem trudów izolacji oraz tęsknotą za bliskimi, domem i ojczyzną. W „Zagończyku” zaobserwować można echa przygnębienia spowodowanego wrześniową klęską i aktualną sytuacją wojenną. Często wyrażana była silna potrzeba przetrwania niewoli w dobrej kondycji psychicznej i fizycznej, co – jak można domniemywać – w dalszej perspektywie skutkowałoby efektywną pracą na rzecz wyzwolonego kraju. Wielokrotnie publikowano wspomnienia sprzed wojny i refleksje religijne. Opisywano również obozową rzeczywistość, zarówno wyjątkowe momenty, np. uroczyste msze święte, wieczory muzyczne czy zawody sportowe, jak i codzienne drobne zdarzenia. Istotne miejsce w „Zagończyku” zajmowały również recenzje spektakli teatralnych, wystawianych przez obozowy zespół, które zwykle stawały się pretekstem do poruszania tematów związanych z historią Polski.

Jedynym zawodowym dziennikarzem piszącym do „Zagończyka” był wspomniany wyżej Aleksander Popławski, który czuwał także nad techniczną stroną pisma. Brak  profesjonalistów przekładał się na jakość tekstów prasowych. Jednak, z dzisiejszej perspektywy, to nie ich poziom jest istotny, ale fakt, iż przekazują istotne informacje na temat życia w niewoli. Zawartość „Zagończyka”, z pewną ostrożnością, można traktować jako  odzwierciedlenie  świadomości polskich żołnierzy, którzy byli przetrzymywani w Stalagu XI B Fallingbostel. Towarzyszyło im załamanie wywołane klęską i brakiem perspektyw na wygranie wojny, ciągła tęsknota za bliskimi i jednocześnie myśl o ułożeniu sobie życia po wojnie. Do tego dochodziły ciągła fizyczna i psychiczna presja ze strony obozowych władz, zmęczenie pracą, jałowość i monotonia jenieckiego życia. Nieustanny głód informacji zaspokajały jedynie listy od bliskich i rozmowy z towarzyszami niedoli. Każde działanie, które łagodziło negatywne skutki niewoli, przynosiło ulgę. Sama zatem świadomość, że istnieje pismo, które jest bliskie, na które można czekać, czytać je i na jego temat rozmawiać, mogła dawać namiastkę normalnego życia w stanie permanentnej izolacji od zewnętrznego świata.

Opis obiektu

Siedem egzemplarzy czasopisma o wymiarach 21,5 x 29,5 cm, wykonanych techniką powielaczową i wydanych w okresie maj 1942–grudzień 1943. Objętość poszczególnych numerów waha się od 8 do 40 stron, na których najczęściej znajdowały się dwie kolumny tekstu. Dla urozmaicenia tekstu, za pomocą techniki drzeworytu, drukowano także rysunki, odręczne pismo i elementy graficzne. 

Oprac. Dominik Marcinkowski

wstecz