Wielka korespondencyjna przyjaźń

W lipcu br. do zbiorów naszego muzeum trafiły kolejne wartościowe dokumenty. Opowiadają one o ludziach niezwykłych, którzy w trudnych warunkach okupacyjnych zdecydowali się udzielać bezinteresownej pomocy potrzebującym. Darczyńcą jest pan Michał Żero z Warszawy, który regularnie dzieli się z nami rodzinnymi pamiątkami, będącymi świadectwem interesujących dziejów jego rodziny. Z przekazanego nam ostatnio zbioru korespondencji wyłania się m.in. piękna historia matki Michała Żero, Haliny Burówny – cichej i mało znanej bohaterki II wojny światowej. Jako młoda dziewczyna, zatrudniona w Cukrowni Józefów, prowadziła ona szeroko zakrojoną akcję pomocy polskim żołnierzom przetrzymywanym w niemieckich obozach jenieckich. Była tzw. mateczką wojenną, która nie tylko wysyłała jeńcom paczki do obozów, ale też służyła im radą, wysłuchiwała zwierzeń, pocieszała, a bywało że przywoływała do porządku. W niektórych przypadkach nawiązywała także kontakt z rodzinami jeńców w okupowanej Polsce i służyła im pomocą. Z korespondencji wynika, iż przynajmniej jedna z tych przyjaźni przetrwała wojnę. Adresatem i zarazem nadawcą wielu listów wysyłanych do Haliny Burówny z Oflagu VII A Murnau był por. Józef Skórnicki. Ten pochodzący z Górnego Śląska oficer przed wojną ukończył Korpus Kadetów w Rawiczu i studia handlowe w Poznaniu, a następnie pracował w poznańskim oddziale Państwowego Banku Rolnego. Poza wymianą ciekawej i nierzadko osobistej korespondencji dotyczącej wspólnych zainteresowań m.in. z zakresu chemii (Halina Burówna przed wybuchem wojny studiowała na wydziale chemii Uniwersytetu Warszawskiego), przeczytanych książek, rodzinnej sytuacji i planów na przyszłość, tę dwójkę połączyło zaangażowanie Burówny w pomoc najbliższej rodzinie oficera, tj. jego żonie, córce i matce. Wszystkie trzy zostały bowiem wysiedlone przez Niemców z Poznania do Generalnego Gubernatorstwa (w okolice Kielc). Alina Skórnicka, żona oficera, informowała Burównę w listach o ich dramatycznym położeniu ekonomicznym, braku możliwości zarobkowania, przebytych chorobach. W korespondencji tej pojawiają się też informacje o niemieckim terrorze, w tym o akcjach odwetowych na ludności sprzyjającej tzw. bandytom. Poza słowami otuchy istotna była też konkretna pomoc materialna, jakiej Helena Burówna udzielała zarówno rodzinie por. Skórnickiego, jak i jemu samemu. Mógł w tym przypadku liczyć na regularnie wysyłane paczki z żywnością, odzieżą i książkami. Ta prawdziwa choć nietypowa przyjaźń na odległość, została wystawiona na próbę pod koniec 1944 r. Wówczas urwała się jeniecka korespondencja Skórnickiego i Burówny. O ich dalszych, powojennych losach informują listy, wysłane przez Józefa Skórnickiego w okresie od kwietnia do grudnia 1947 r., które otrzymaliśmy dzięki życzliwości pana Michała Żero. Halina Burówna była już wówczas mężatką, zaś Skórnicki przebywał w obozie dla dipisów w Delamere Park w Anglii. Na bieżąco informował w listach swoją przyjaciółkę o zmieniających się planach. Początkowo zamierzał wrócić do Polski, ale nieporozumienia rodzinne sprawiły, że – mimo tęsknoty za córeczką – zdecydował się zostać na emigracji i poszukać pracy w swoim zawodzie. W Anglii najprawdopodobniej zawarł też kolejny związek małżeński, o czym informował Burównę w ostatnich dwóch listach, pisząc iż w końcu znalazł szczęście i spokój. Dalsze losy Józefa Skórnickiego nie są znane. Wśród przekazanych przez pana Michała Żero dokumentów znajdują się natomiast dowody, że jego matka wysyłała jeszcze do Anglii na adres Skórnickiego książki polskich autorów (m.in. K. Brandysa, W. Żukrowskiego, K. Pruszyńskiego). Nie wiadomo zatem, w którym momencie zakończyła się ta niezwykła korespondencja. To zapewne jeszcze jedna z wielu niewyjaśnionych wojennych historii.

wstecz