Trzy listy z Kozielska. Pamięć o poruczniku Kazimierzu Ściślewskim

Pamięć o poruczniku Kazimierzu Ściślewskim, który zginął w Katyniu pielęgnuje jego rodzina - głównie córka Urszula Gawor, prezes Stowarzyszenia Rodzina Katyńska w Opolu, która nigdy nie zobaczyła ojca, jej mąż Grzegorz oraz syn Jerzy, który poszedł w ślady dziadka i został weterynarzem. Właśnie minęła 81 rocznica śmierci porucznika Ściślewskiego.

Trzy listy - pamiątki jedyne
W minionym tygodniu odbyła się kolejna odsłona Łambinowickich Spotkań Muzealnych organizowanych przez Centralne Muzeum Jeńców Wojennych w 
Łambinowicach-Opolu. Ze względu na epidemię odbywają się one online. Ich bohaterami byli bliscy por. Kazimierza Ściślewskego, lekarza weterynarii, absolwenta Uniwersytetu Warszawskiego, który został zamordowany w Katyniu nie zobaczywszy nigdy swojej jedynej córki Urszuli. Żona Helena urodziła dziewczynkę mniej więcej trzy miesiące przed zamordowaniem męża. Niezwykle wzruszające są trzy listy, które dotarły do Heleny Ściślewskiej z obozu w Kozielsku, w którym był przetrzymywany jej mąż.

Szybko osierocony
Kazimierz Ściślewski urodził się 13 lutego 1905 roku w Dąbrowicach. Pochodził z rodziny rolniczej. Jego rodzice doczekali się licznego potomstwa, które jednak wcześnie zmarło.

W rodzinnych Dąbrowicach Kazimierz Ściślewski uczęszczał do Szkoły Ludowej, ale warunki nauki miał bardzo ciężkie. W jednej izbie uczyły się dzieci z trzech oddziałów. Po wczesnej śmierci rodziców został zabrany przez najstarszą siostrę Leokadię i jej męża Stefana Sobierajskiego, który był muzykiem, nauczycielem i dyrygentem zespołów chóralnych i razem z nimi pojechał do Białegostoku. Ta zmiana miała ogromne znaczenie w dalszym życiu Kazimierza Ściślewskiego. To dzięki wsparciu siostry i szwagra młody Kazimierz mógł kontynuować naukę. W 1923 roku podjął ją w Państwowym Gimnazjum im. króla Zygmunta Augusta w Białymstoku. Maturę uzyskał w 1928 roku, a po maturze wstąpił do Szkoły Podchorążych Rezerwy Piechoty nr 9 w Berezie Kartuskiej. Ukończył ją z wynikiem bardzo dobrym w stopniu plutonowego podchorążego. Następnie podjął naukę na wydziale weterynarii Uniwersytetu Warszawskiego.

Jako podchorąży był bardzo dobrze oceniany przez swoich przełożonych, kilkukrotnie - także w czasie studiów - odbywał ćwiczenia wojskowe. Ostatnie odbyły się w marcu 1939 roku zakończone awansem na stopień porucznika.

Dlaczego weterynaria?
Duża część inteligencji miała związek z armią, a ta była oparta w dużej mierze na sile, sprawności i operatywności konia. Dlatego obecność lekarzy weterynarii w wojsku była bardzo istotna. Stąd też wybór kierunku studiów i późniejszy związek Kazimierza Ściślewskiego z armią.

Po ukończeniu studiów Kazimierz Ściślewski został skierowany na staż do powiatu żywieckiego i bielskiego, gdzie musiał się zmierzyć pierwszy raz z ciężkim zadaniem lekarskim - pomagał miejscowym lekarzom w zwalczaniu pryszczycy, jednej z najgroźniejszych chorób zwierzęcych.

Już razem
22 października 1938 roku zawarł związek małżeński z Heleną. Młodzi poznali się będąc jeszcze na studiach. Starszy brat pani Heleny studiował razem z Kazimierzem weterynarię. Wiedział, że przyjaciel jest w trudnej sytuacji materialnej, a stancje były bardzo drogie i zaproponował mu mieszkanie w Mińsku skąd dojeżdżali do Warszawy na studia. Razem z nimi dojeżdżała Helena, która studiowała romanistykę na Uniwersytecie Warszawskim. Ta znajomość po kilku latach zaowocowała małżeństwem. Niestety szczęście rodzinne nie trwało zbyt długo. Po ogłoszeniu mobilizacji przez naczelnego wodza, Kazimierz Ściślewski zgłosił się do swojej rodzimej jednostki.

Gdzie jesteś Kaziu?
Jak już wspominaliśmy weterynarz był ważnym zawodem dla mobilności i struktury polskiej armii, która opierała się na sile konia i o tę siłę trzeba było dbać. W rzeczywistości oznaczało to, że zmobilizowano praktycznie wszystkich weterynarzy. To, co się stało we wrześniu 1939 roku znają wszyscy - najpierw napaść Niemców, a 17 września napaść Rosji w połączeniu z brakiem pomocy zewnętrznej sprawiły, że Polska nie była w stanie pokonać wrogów. Polscy oficerowie, w tym także por. Kazimierz Ściślewski trafili do niewoli rosyjskiej. 

Helena Ściślewska nie wiedziała co stało się z jej mężem, szukała wieści o nim. Dopiero kiedy dostała pierwszy list z Kozielska miała pewność, że mąż znajduje się w niewoli. Ona zaś była wówczas w ciąży.

Można tylko przypuszczać, ze zanim por. Ściślewski trafił do Kozielska przeszedł zapewne (ale tego można się tylko domyślać) obozy rozdzielcze, z których żołnierze szeregowi i podoficerowie trafiali do łagrów. Obozy nie były przygotowane na przyjęcie jeńców. Warunki poprawiły się nieznacznie później czego przykładem było to, że jeńcy mogli pisać do rodzin listy. Pierwszy spod ręki por. Ściślewskiego dotarł - oczywiście po cenzurze - w listopadzie 1939 roku. Listy porucznika są niezwykle cennym, bo jedynym źródłem informacji o jego życiu w obozie, jednak on sam nie pisze o warunkach obozowych, o swojej sytuacji, nie skarży się na swój los lecz martwi się o ciężarną żonę.

W pierwszym liście informuje, że jest zdrowy, że jest z nim wielu kolegów ze szkolnej ławy. "(...) napisz mi natychmiast co z tobą i wszystkimi w domu. Wiesz doskonale o co mi chodzi. Szanuj się i dbaj. Myśl o naszej przyszłości pozostanie nieustannie ze mną. (...) Nie mam pojęcia jak sobie radzisz bez pieniędzy. Posłać Ci nie mogę gdyż warunki na to nie pozwalają" - pisał z troską. 

Troska męża
Ten pierwszy list był jedynym, który dotarł do Heleny Ściślewskiej. Następne były już kierowane przez Kazimierza do jego siostry. Z pewnością było to podyktowane tym, że porucznik nie wiedział, czy jego pierwszy list dotarł do żony, nie było bowiem z jej strony żadnego odzewu. Mama pani Urszuli próbowała wysyłać listy bezpośrednio do obozu, ale z kontekstu kolejnej korespondencji można wywnioskować, że nie dotarły. Nie docierały także listy wysyłane przez siostrę Kazimierza - Leokadię.

Drugi list Kazimierza Ściślewskiego został wysłany w okolicach Bożego Narodzenia 1939 roku. "Od czterech miesięcy nie mam od Ciebie żadnej wiadomości - pisał do żony. - Ostatnio napisałem 22 listopada i też nie mam wieści. Nie posądzam o lenistwo, ale uważam za nieszczęście dla siebie (...)". Dodał, że każdy 22 dzień miesiąca (tego dnia małżonkowie pobrali się) to dla niego święto. "Los chciał jednak, żebyśmy byli rozłączeni, a wiem, że w domu jestem potrzebny. Myśl o twoim stanie napełnia mnie niepokojem. Weź pożyczkę gdzie możesz. Kazik wszystko ureguluje, gdy tylko szczęśliwie wróci. Pamiętaj o sobie i naszym szczęściu. O mnie bądź dobrej myśli. Napisz mi natychmiast wszystko o sobie i całym domu. Niech piszą i inni, a może list otrzymam. (...) Może zwróć się o pożyczkę do Zrzeszenia Lekarzy Weterynarii ul. Chmielna 14. Pisać do nich nie mogę, bo napisałem do Ciebie. List następny napiszę 22 stycznia". Zakończył list pozdrowieniami dla wszystkich i życzeniami dobrego nowego roku. Ten nowy rok był jednak tragiczny dla całej rodziny Ściślewskich, jak i tysięcy rodzin, które straciły w Katyniu mężów, ojców, braci, narzeczonych... 

"Nie ma chwili bym nie myślał o tobie"
Córka Heleny i Kazimierza - Urszula (dzisiaj Gawor) urodziła się w styczniu 1940 roku, a na początku lutego Kazimierz wysłał swój ostatni list, który dotarł do rodziny. "Kozielsk 1 luty 1940". (...) Nie ma chwili bym nie myślał o Tobie i Twoim stanie. Ten miesiąc miał być - zdaje się ukoronowaniem Twoich oczekiwań. Niestety jest to szalona przykrość dla mnie, że nie ma mnie przy Tobie". Pan Kazimierz prosi żonę, aby dbała o siebie i cały czas martwi się o jej byt materialny: (...) Jeśli możesz wyprzedaj. (...) Żadnego listu od ciebie od wyjazdu z Mińska Mazowieckiego nie miałem. Paczki, którą mi wysłałaś we wrześniu też nie otrzymałam. Niesamowite sny mam, ale mam wierzyć czy nie wierzyć? Całuję cię z całego serca. Twój Kazik".

Rodziny, którym odebrano mężów i ojców musiały sobie radzić najczęściej pozbawione jedynych żywicieli rodziny. Jak radziła sobie pani Helena? - Mieszkaliśmy wszyscy z babcią w Mińsku - opowiadała podczas spotkania Urszula Gawor. - Mama opiekowała się mną. W domu zostały same kobiety, ale jakoś udało się przetrwać. W czasie okupacji stacjonowali u nas Niemcy, bo dom był duży, a w czasie walki o Warszawę przejęli ten dom Rosjanie.

W marcu 1940 roku zadecydowano, że Polacy przetrzymywani w obozach w Kozielsku, Starobielsku i Ostaszkowie są zatwardziałymi wrogami władzy radzieckiej i zdecydowano o ich bestialskim wymordowaniu.

Masowe mordy rozpoczęto w kwietniu 1940 roku, a trwały one do początków czerwca. Sytuacja na froncie zmieniła się już rok później kiedy to III Rzesza zaatakowała Związek Radziecki. Na mocy paktu Sikorski - Majski, który miał kończyć niewolę Polaków miała w ZSRR powstać armia, do której zgłaszali się zarówno szeregowcy jak i podoficerowie - jeńcy i osoby cywilne przetrzymywane w łagrach. Jednak Sikorskiego i Andersa zastanawiał fakt, że do punktów rekrutacji do armii nie zgłaszali się oficerowie. Poszukiwania oficerów nie przyniosły rezultatów, a prawda o części z nich wyszła na jaw dopiero w kwietniu 1943 roku kiedy radio berlińskie podało informację o odnalezieniu w Katyniu masowej mogiły polskich oficerów. Komisja lekarska orzekła, że mordu dokonano na wiosnę 1940 roku. Kiedy tereny te znalazły się znowu pod władzą Armii Czerwonej, Związek Radziecki powołał własną komisję. Ta w styczniu 1944 roku ogłosiła, że zbrodni tej dokonał Wehrmacht w 1941 roku. Ta kłamliwa wersja wydarzeń określana jest jako kłamstwo katyńskie, a wersja o nim "obowiązywała" aż do przełomu politycznego lat 80. i 90. Ostatecznie Związek Radziecki przyznał się do tego mordu 13 kwietnia 1990 roku.

Epilog
Kazimierz Ściślewski był wielokrotnie odznaczany pośmiertnie. W 2007 roku został awansowany do stopnia kapitana. Pamięć o ojcu kultywuje jego córka Urszula z mężem, a także ich syn, który idąc w ślady dziadka został weterynarzem.


Źródło:
https://nowinynyskie.com.pl/artykul/trzy-listy-z-kozielska/1168174

wstecz