Jak "wyzwalano" Łambinowice. Koniec wojny nie był tam końcem kaźni

17 i 18 marca 1945 r. oddziały Armii Czerwonej wkroczyły na teren obozu jenieckiego Lamsdorf. Dla uwięzionych w nim ludzi był to koniec trwającego nieraz wiele lat obozowego piekła. Nie przestało to jednak być miejsce kaźni. Już kilka miesięcy później uwięziono tu ludzi, z których wielu pozostanie tutaj już na zawsze - w bezimiennych mogiłach.

Najbardziej znanym i charakterystycznym miejscem w Łambinowicach jest Miejsce Pamięci Narodowej, czyli postawiony w 1964 r. pomnik Martyrologii Jeńców Wojennych. Wzniesiono go na Cmentarzu Jeńców Radzieckich. 30 lat później postawiono obok niego krzyż zaprojektowany przez Mariana Nowaka. Cyklicznie odbywają się tu uroczystości upamiętniające więźniów obozu, którego historia sięga drugiej połowy XIX w.

Podczas wojny prusko-francuskiej (1870-1871) więzieni byli tutaj żołnierze francuscy, w latach I wojny światowej przetrzymywano w Lamsdorf jeńców pochodzących z państw ententy: Brytyjczyków, Francuzów, Rosjan, Rumunów, Włochów, Belgów i Serbów, natomiast po zakończeniu wojny na terenie miejscowego poligonu wojskowego urządzono obóz repatriacyjny (tzw. Heimkehrlager) dla przesiedleńców niemieckich z ziem przyłączonych do nowo powstałej II Rzeczpospolitej.

Jednak zdecydowanie najbardziej tragiczne w dziejach obozu łambinowickiego były lata 1939-1945, kiedy pełnił funkcję obozu jenieckiego i 1945-1946 – gdy przetrzymywano w nim ludność pochodzenia niemieckiego (bądź za taką uznawaną).

Święty jednym z pierwszych więźniów obozu

Pierwszy obóz jeniecki został utworzony jeszcze przed wybuchem wojny, 26 sierpnia 1939 r. w południowo-wschodniej części poligonu Lamsdorf. Był to Dulag B, który już w październiku zaczął być nazywany Stalagiem VIII B Lamsdorf.

Od września umieszczano w nim żołnierzy Wojska Polskiego. Pierwszy jeniec wojenny, nieznany z nazwiska oficer WP, trafił tu już 3 września. W następnych dniach do Łambinowic przybywały kolejne transporty. W jednym z nich znalazła się grupa ojców franciszkanów z klasztoru w Niepokalanowie z o. Maksymilianem Kolbe, późniejszym męczennikiem KL Auschwitz.

Pod koniec listopada 1939 r. w Stalagu VIII B Lamsdorf przebywało już ponad 7500 tysięcy jeńców, a w styczniu 1941 r. było ich już blisko 22 tysiące. Byli to nie tylko Polacy, ale też żołnierze z armii różnych krajów będących w stanie wojny z III Rzeszą. Przeważali wśród nich Brytyjczycy, stąd obóz ten potocznie określano mianem Britenlager.

Faktycznie przez pewien czas Brytyjczycy stanowili zdecydowaną większość cudzoziemców, jednak w obozie tym w ciągu kilku lat znaleźli się także jeńcy z armii: francuskiej, belgijskiej, jugosłowiańskiej, greckiej, włoskiej, amerykańskiej i z Armii Czerwonej. Zważywszy na fakt, iż w niektórych armiach znaleźli się żołnierze pochodzący z kolonii bądź krajów zależnych, to więzieni byli tutaj również: Białorusini, Ukraińcy, Serbowie, Chorwaci, Mongołowie, Gruzini, Wietnamczycy, Marokańczycy, Algierczycy czy Palestyńczycy.

Czerwonoarmiści najniżej w hierarchii

Wobec żołnierzy pochodzących z krajów Europy Zachodniej i Stanów Zjednoczonych stosowano zapisy konwencji genewskiej z 1929 r., dzięki czemu mieli oni względnie dobre warunki życia. Zdecydowanie najniżej w hierarchii więźniów znajdowali się jeńcy radzieccy. Do 1945 r. do obozu trafiło ich ok. 200 tysięcy, z czego z powodu zimna, głodu i chorób zmarło ok. 40 tysięcy. Podczas gdy Brytyjczycy przebywali w murowanych barakach, to jeńcy ze Wschodu często nocowali pod gołym niebem.

W archiwum Centralnego Muzeum Jeńców Wojennych w Łambinowicach-Opolu znajdują się wspomnienia niektórych ocalałych czerwonoarmistów, dzięki którym możemy przekonać się, jak wyglądało ich życie (a raczej wegetacja) w tym miejscu. Stiepan Prawdun zapisał, że: „[...] były wypadki w okresie, gdy nie dla wszystkich jeńców starczało baraków zimą 1941 r., że ludzie mieszkali w ziemiankach, po prostu w jamach, które jeńcy sami kopali łyżkami, garnkami, często wprost gołymi rękami, a ziemia obsypując się grzebała ich żywcem”.

Jeńcy radzieccy pracowali ciężej niż przedstawiciele innych narodowości i dostawali nędzniejsze wyżywienie. Podstawą ich „diety” była gorzka kawa wydawana na śniadanie i kolację, zupa z brukwi stanowiąca obiad i chleb, który w ilości ok. 200 g otrzymywali raz dziennie, po obiedzie albo po kolacji.

W 1944 r. w Russenlagrze umieszczono prawie 6 tysięcy powstańców warszawskich, wśród których byli m.in. rotmistrz Witold Pilecki, ppłk Zygmunt Dobrowolski, ps. „Zyndram", i inni wyżsi oficerowie Armii Krajowej oraz ludzie kultury, m.in. scenarzysta Jerzy Stefan Stawiński, pisarze Roman Bratny i Miron Białoszewski czy aktor Zdzisław Maklakiewicz.

Przez obozy jenieckie Lamsdorf w okresie II wojny światowej przeszło w sumie ok. 300 tysięcy żołnierzy różnych narodowości. Najprawdopodobniej zginęło od 70 do 73 tysięcy, przede wszystkim jeńców radzieckich. Ci, którzy przeżyli, doczekali wkroczenia na teren stalagu 17 marca 1945 r. żołnierzy Armii Czerwonej.

Obóz pracy (nie tylko) dla Niemców

Jednak Łambinowice nie przestały być miejscem kaźni nawet po zakończeniu II wojny światowej. Było to już masowe cmentarzysko pełne bezimiennych grobów, a w ciągu niespełna roku dołączyły do nich kolejne. Nowo powstająca administracja polska utworzyła tutaj obóz pracy dla ludności niemieckiej oczekującej na weryfikację, a następnie na wysiedlenie lub zwolnienie. W związku z niezrozumieniem skomplikowanej sytuacji narodowościowej ziem zachodnich, które weszły w skład państwa polskiego, do obozu tego trafiali również Ślązacy (którzy dla mieszkańców Związku Radzieckiego byli tożsami z Niemcami), a nawet Polacy.

Komendantem został niespełna 21-letni Czesław Gęborski, budzący wśród więźniów paniczny lęk. Sadysta, okrutnik, brutal – to słowa, którymi najczęściej go określano. To on nakazał niemieckim kobietom z sąsiedniego Grabina (wcześniej Grüben) odkopywać i wydobywać na zewnątrz rozkładające się ciała radzieckich żołnierzy. Kobietom tym nie dano maseczek ani rękawiczek, wszystko robiły gołymi rękami – niedługo później zmarły.

4 października 1945 r. komendant zezwolił na podłożenie ognia pod jeden z niezamieszkałych baraków, tak aby mieć pretekst do wymordowania więźniów. Tego dnia zginęło ponad 40 osób, a Gęborski twierdził, że ogień podłożyła „zbrodnicza ręka, ale na pewno nikt z administracji obozu”. Kilka dni później został zatrzymany.

Śmierć uwolniła go od odpowiedzialności

Obóz pracy w Łambinowicach funkcjonował od lipca 1945 r. do października 1946 r. i w tym czasie przeszło przez niego ok. 5–6 tysięcy osób. Szacuje się, że zmarło ok. 1,5 tysiąca osadzonych. Od końca lat 90. w opolskim sądzie toczył się proces przeciwko Czesławowi Gęborskiemu. Trwał on do 2005 r., kiedy to został odroczony ze względu na zły stan zdrowia oskarżonego, a rok później umorzono go, ponieważ dawny komendant obozu zmarł.

Miejsc pamięci w Łambinowicach nie brakuje – pomniki, krzyże i tablice przywracają pamięć o tych, którzy zginęli tutaj w męczarniach i całkowitym zapomnieniu. Wieś ta, naznaczona śmiercią ludzi różnych narodowości, żołnierzy i cywilów, żyje w cieniu swej tragicznej przeszłości.

Gdy w marcu 1945 r. wkroczyli tutaj żołnierze radzieccy, a niespełna dwa miesiące później zakończyła się wojna, wydawać się mogło, że w dziejach tej miejscowości zostanie otwarty nowy rozdział. Tak się nie stało.


Źródło:
http://opole.wyborcza.pl/opole/7,35086,21613358,jak-wyzwalano-lambinowice-koniec-wojny-nie-byl-tam-koncem.html

wstecz