„Wyruszamy z Warszawy…” – jeniecki pamiętnik Anny Leskiewicz

Powyższy cytat pochodzi z zapisków 19-letniej Anny Leskiewicz, ps. „Andrzej Boner”, „Orlicz”; żołnierza Armii Krajowej w stopniu plutonowy podchorąży, walczącej na Mokotowie i w Śródmieściu w ramach 2 Harcerskiej Baterii Artylerii Przeciwlotniczej „Żbik”, wchodzącej w skład IV Zgrupowania „Gurt”. Po upadku powstania warszawskiego trafiła ona wraz z grupą ok. 6 tys. żołnierzy do Stalagu 344 Lamsdorf, gdzie zarejestrowana została pod numerem 106835.

Pamiętnik przechowywany przez dzieci A. Leskiewicz, został w 2011 r. przekazany Centralnemu Muzeum Jeńców Wojennych za pośrednictwem Archiwum 2 Harcerskiej Baterii Artylerii Przeciwlotniczej. Ma postać zeszytu w twardej okładce, wielkości standardowej książki. Grzbiet obszyty jest niebieską tkaniną. W środku znajdują się karty, zarówno luźne, jak i połączone przy pomocy kleju i metalowych zszywek. Na 139 kartach papieru w kratkę zapisana jest ołówkiem jeniecka historia Anny Leskiewicz – trwająca od października 1944 r. do czerwca 1945 r. Zapis ten w początkowej fazie ma charakter płynnej narracji. Opisany jest wymarsz oddziałów powstańczych z Warszawy, przejście do obozu przejściowego w Ożarowie, transport kolejowy do Stalagu 344 Lamsdorf i początkowy etap pobytu w nim powstańców. Później narracja się zmienia. Oprócz relacjonowania wydarzeń, autorka zamieszcza w pamiętniku wpisy o charakterze refleksyjnym i wspomnieniowym. Pojawiają się tu również wiersze, korespondencja oraz teksty modlitw i patriotycznych pieśni skierowanych do kolegów i koleżanek z powstania. Zmieniają się także miejsca pobytu autorki – od Stalagu 344 Lamsdorf, poprzez Stalag IV B Mühlberg (oddział roboczy w fabryce maszyn w Chemnitz), Stalag IV F Hartmannsdorf aż po Stalag VI C/Z Oberlangen.

Pamiętnik dokumentuje rozmaite aspekty i trudy jenieckiej codzienności. Na początku jest droga do niewoli: „Po dojściu na dworzec pakują nas po 52 do jednego wagonu i plombują. Może dopiero w tej chwili czujemy w całej pełni to, ze jesteśmy w niewoli. Małe, zakratowane kolczastym drutem okienka przepuszczają mało światła, a my stłoczeni na cienkiej powierzchni słomy czekamy na Niewiadome – które przeniesie z sobą czas…” i pierwsze chwile w obozie, w tym też szykany, którym poddano powstańców: „Zabierają nam opaski, nie mają przecież prawa. Prawo? Śmiej się pajacu! Zdaje się, że jedynym prawem panującym obecnie na świecie jest prawo pięści. […] Niemiec zdziera mi z ramienia opaskę moją biało czerwoną, Mokotowską opaskę która tyle razem ze mną przeżyła […] Opaski pamiątkowej, własnej żołnierskiej opaski żal”. Później pojawia się w zapisach doświadczenie głodu: „Popularna tortura obozowa polega na tym, że część z nas zostawia ranną porcję chleba na kolację, część z nas zjada wszystko natychmiast po otrzymaniu. Skutek jest taki, że te które zostawiły coś na kolację zjadają z apetytem swoją porcję wieczorem na oczach zgrai wygłodniałych koleżanek, które swój ostatni posiłek jadły o 10. Rozlegają się błagalne okrzyki w rodzaju: „Przestań, proszę cię przestań mi krwawi serce i żołądek!” – „Hanka, wyjdź z tym chlebem na dwór i nie nabawiaj nas choroby. Jeżeli nie chcesz abym się rzuciła na ciebie i popełniła mord – przestań jeść te kartofle itp.” i związanych z nim konsekwencji, m.in. chorób: „Szkorbut skończył się. Nie wiem czy rzeczywiście tylko marchew pomogła mi na moje dziąsła, bo dostajemy ją w minimalnych ilościach (1-2 marchew dziennie) ale fakt jest faktem, że dziąsła przestały mnie już boleć i nie krwawię prawie wcale. Szkorbut u innych dziewcząt przybiera tragiczne stadia, bo niektórym gniją dziąsła i ruszają się zęby”. W późniejszym okresie autorka odnotowuje ciężką pracę w zakładach zbrojeniowych III Rzeszy: „Ja robię części do tanku – 24 dziury w płycie pancernej przez 15 minut. […] Ciągłe babranie się w oliwie i opiłkach żelaza stwarza brud wrastający w skórę […] Najgorsze są opiłki. Kaleczą nam ręce, wbijają się w skórę i powodują nieprzyjemne ranki. Są gorące, rozpalone żarem do czerwoności i sypią się przy pracy we wszystkie strony”, a także nieoczekiwane zdarzenia, które poddają w wątpliwość wszechmoc niemieckiej administracji obozowej i wprowadzają w obozowe życie odrobinę zdrowego absurdu: „Powracając do buntu – to wszystkie 3 obozy odmówiły zjedzenia zupy i – o dziwo – zjawiła się komisja niemiecka złożona z majora […], które ostentacyjnie spróbowały na środku stalagu trochę zupy. Efekt był natychmiastowy i piorunujący: major skrzywił się jak po cytrynie i orzekł, że zupa ta nie nadaje się do jedzenia”.

Jeniecka rzeczywistość to również tęsknota za krajem, poległymi towarzyszami broni i niepewność jutra. Przetrwać pozwalają podstawowe ludzkie uczucia i emocje, często silniejsze od grozy wojny, jak: radość ze spotkania z przyjaciółmi: „W ten sposób przyjechałyśmy do Oberlangen. […] Spotkanie. Tym ostatnim nie było końca. Hala […] z siostrą, Ewa […], moc koleżanek ze szkoły, z towarzystwa, Hanka Warska itp. itp. Czujemy się znakomicie”, obozowa miłość: „Dwie niewiasty zaręczyły się już podobno z wszelkimi dodatkami jak zamawianie pierścionków itp. (nie widząc oczywiście na oczy obiektów swej miłości)”, której doświadcza również sama autorka: „[…] może to zresztą wpływ Jerzego (którego imię zaczyna się powtarzać coraz częściej – mój Boże)”, czy też pomoc otrzymana od innych: „Polacy w fabryce są do nas ustosunkowani bardzo dobrze i serdecznie. Nie wolno im zbliżać się do nas, a tym bardziej rozmawiać, ale zawsze jakoś uda im się zamienić z nami parę słów. […] Każdy uważa […] za obowiązek […] wetknąć nam w rękę chleb, brukiew czy butelki lemoniady. Jest to bardzo krepujące ale zarazem wzruszające”.

Na ostatnich stronach pamiętnika pojawia się, znany z literatury przedmiotu, opis wyzwolenia obozu w Oberlangen: „I wreszcie przyszedł czas wyzwolenia. Piękny, słoneczny, poprzedzony ciągłymi wieściami że już, że są, że w Lathen stoją Anglicy 2 tygodnie. Przyszedł dzień 12. IV. Najpierw zobaczyłyśmy przez druty czołgi, a potem przez bramę główną wpadł brudny, zakurzony z pistoletem w ręku ni Anglik, ni Kanadyjczyk, ale On: Polak z Dywizji Pancernej”.

Po wyzwoleniu Anna Leskiewicz zamieszkała wraz z mężem, ppor. Jerzym Bogdanowiczem, ps. „Hercuń”, w Belgii, gdzie skończyła szkołę pielęgniarską i pracowała także jako tłumaczka. Zmarła w 1999 r.

Pamiętnik obozowy Anny Leskiewicz; materiał: papier, karton; technika: ołówek, pismo odręczne; wymiary: 20 x 16 x 1,8 cm; nr. inw.: CMJW II-1-182.

wstecz