Dr P. Stanek: I wojna światowa była ostatnią „ludzką wojną” pod względem prawa międzynarodowego

Być może zabrzmi to nieco kuriozalnie, ale I wojna była ostatnią „ludzką wojną”. W jej trakcie wciąż występowała dość duża zbieżność między teorią prawa międzynarodowego a zachowaniami walczących stron. Po doświadczeniach tej wojny bardzo rozwinęło się prawo dotyczące jeńców. II wojna pokazała jednak, jak bardzo to prawo rozminęło się z rzeczywistością – mówi PAP dr Piotr Stanek, historyk z Centralnego Muzeum Jeńców Wojennych.

Polska Agencja Prasowa: Czy jesteśmy w stanie oszacować, jak wielu Polaków walczyło we wszystkich armiach I wojny światowej?

Dr Piotr Stanek: Posiadamy bardzo nieprecyzyjne szacunki. Musimy bowiem pamiętać o sprawie tożsamości narodowej. Pochodzenie z ziem, które później stały się częścią odrodzonej Polski, nie zawsze świadczyło o przynależności narodowej. Ponadto Tymczasowa Rada Stanu, Rada Regencyjna i późniejsze rządy odradzającej się Polski podawały szacunki dotyczące tej liczby, które można uznać za zawyżone. Walka Polaków w tej wojnie mogła być bowiem kartą przetargową w sporach o sprawę polską. Pamiętajmy też, że ludzie, którzy zostali przez władze uznani za Polaków, niekoniecznie nimi się czuli. Maksymalne szacunki mówią o liczbie 3–3,4 mln polskich żołnierzy walczących w tej wojnie. Niższe o liczbie ok. 2,3 mln.

PAP: W sierpniu 1914 r. na front wyruszyły armie liczące miliony żołnierzy. Mimo to wszystkie strony konfliktu zakładały, że wojna zakończy się najpóźniej przed Bożym Narodzeniem. Wydaje się więc, że machiny państwa nie były przygotowane na zajęcie się ogromnymi rzeszami jeńców, którzy dostawali się do niewoli już w sierpniu 1914 r.

Dr Piotr Stanek: System jeniecki powstawał doraźnie, w miarę rozwoju wydarzeń na frontach i napływu jeńców, których liczba rosła w ogromnym tempie. Walczące strony nie wiedziały, co zrobić z masami ludzi. Można powiedzieć, że w czasie II wojny światowej III Rzesza nie popełniła tego błędu i już od wiosny 1939 r. przygotowywała zaplecze logistyczne do przyjęcia jeńców.

Wobec jeńców stosowano przepisy konwencji haskich z 1899 i 1907 r. Być może zabrzmi to nieco kuriozalnie, ale I wojna była ostatnią „ludzką wojną”. W jej trakcie wciąż występowała dość duża zbieżność między teorią prawa międzynarodowego a zachowaniami walczących stron. Po doświadczeniach tej wojny bardzo rozwinęło się prawo dotyczące jeńców. Podpisana 27 lipca 1929 r. konwencja genewska o ich traktowaniu określiła zachowania dopuszczalne. II wojna pokazała jednak, jak bardzo to prawo rozminęło się z rzeczywistością. W czasie Wielkiej Wojny odstępstwa od litery prawa nie były tak znaczne. Nie dochodziło też do takich nielegalnych praktyk jak rasowe różnicowanie jeńców. Pojawiały się jedynie zapowiedzi takich działań. W niektórych obozach jenieckich tworzono np. wytyczne, wedle których jeńcy rosyjscy mogli być traktowani gorzej. Dla Brytyjczyków wznoszono drewniane, ogrzewane baraki. Rosjan umieszczano w ziemiankach, ponieważ uznawano, że „byli przygotowani” do tak trudnych warunków. 

Mimo wszystko jednak w czasie I wojny wymóg humanitarnego traktowania jeńców zasadniczo był spełniany od momentu wzięcia do niewoli, przez zakwaterowanie i pracę, aż po wymóg dokonania godnego pochówku zmarłych zgodnie z wyznaniem. Możliwość sprawowania własnych obrządków religijnych stosowano nawet wobec muzułmanów, którzy w kilku obozach mieli meczety.

PAP: W literaturze pięknej, m.in. w powieści „Na Zachodzie bez zmian” Ericha Marii Remarque’a, napotykamy wątek jeńców dziesiątkowanych przez choroby, głód i zimno. Czy rzeczywiście warunki życia w obozach jenieckich były tak fatalne?

Dr Piotr Stanek: Dla warunków życia jeńców kluczowa była sytuacja, w jakiej znajdował się „kraj-kaptor”, czyli państwo przetrzymujące jeńców. W wypadku państw centralnych bardzo ważna była tzw. zima brukwiowa 1916/1917. Ogromne niedobory żywności przełożyły się na znaczne obniżenie racji żywnościowych dla jeńców. W przypadku jeńców w niewoli rosyjskiej warunki ich życia pogorszyły się po ofensywie Brusiłowa oraz w wyniku chaosu, który zapanował w tym kraju po obaleniu caratu w rezultacie rewolucji lutowej 1917 r. Doszło do sytuacji, w których nawet Polacy zgłaszali się do armii bolszewickiej, aby otrzymać racje żywnościowe.

Obraz obozów jenieckich dziesiątkowanych chorobami i głodem to element antywojennej publicystyki okresu powojennego, która podkreślała grozę zakończonej wojny. Rzeczywisty poziom śmiertelności nie daje podstaw do takich wniosków, np. w odniesieniu do jeńców rosyjskich w niewoli niemieckiej sięgał ok. 5,5 proc. W czasie II wojny światowej śmiertelność wziętych do niewoli czerwonoarmistów dochodziła do 60 proc. Mimo to powstawały nekropolie jenieckie, na których pochowano kilka tysięcy ofiar głodu i chorób. Nie oznacza to jednak, że byli oni celowo głodzeni lub mordowani, jak to działo się podczas kolejnej wojny.

Również sytuacja jeńców-oficerów była zupełnie inna niż w czasie II wojny. Jeśli dali słowo honoru, cieszyli się sporą swobodą. Czasami mogli wychodzić poza obóz, byli niemal niepilnowani. Jeśli złamali warunek powrotu, to tego rodzaju przywileje były na jakiś czas cofane. Można powiedzieć, że strony konfliktu traktowały żołnierzy i oficerów jako przeciwników, a nie wrogów ideologicznych, których należy zniszczyć.

PAP: Niemcy odróżniali Polaków walczących w armii rosyjskiej od pozostałych żołnierzy tej potężnej armii. Jak traktowani byli Polacy wzięci do niewoli?

Dr Piotr Stanek: Wiele krajów walczących w tamtej wojnie różnicowało jeńców. Od początku wojny Rosjanie programowo zakładali, że jeńcy z armii austro-węgierskiej pochodzenia słowiańskiego mają być traktowani lepiej niż pozostali. Ta zasada wyrażała się m.in. w kierowaniu do zachodnich guberni kraju (w praktyce bywało różnie).

Początkowo Niemcy traktowali wziętych do niewoli Polaków tak jak Rosjan. Byli przecież carskimi żołnierzami. Ta zasada zmieniła się nieco dopiero po niezwykle krwawej bitwie pod Verdun i Sommą w 1916 r. Zaczynało brakować „mięsa armatniego”. Próbowano więc przekonać Polaków do walki po stronie Niemiec w ramach Polskiej Siły Zbrojnej (Polnische Wehrmacht). Ten plan realizowano w Berlinie i Wiedniu. Od połowy sierpnia 1916 r. w Niemczech powstawało pięć obozów jenieckich przeznaczonych wyłącznie dla Polaków, podobne utworzono w Austro-Węgrzech. Ogromną rolę odgrywał więc czynnik utylitarny – pragnienie instrumentalnego wykorzystania polskich jeńców jako dobrych żołnierzy. Wszystkie pozostałe działania, takie jak tworzenie nieokreślonego pod względem granic i rządu Królestwa Polskiego, były wtórne wobec chęci pozyskania materiału ludzkiego. Ten plan jednak zakończył się niepowodzeniem. Niemcy bardzo szybko rozczarowali się do wyników werbunku.

PAP: Jeńcy byli wykorzystywani jako siła robocza. Jakie było znaczenie ich pracy dla rolnictwa i przemysłu, które zostały pozbawione milionów mężczyzn walczących na froncie?

Dr Piotr Stanek: Dla walczących stron już w 1915 r. kluczowe stawało się zagadnienie produktywizacji. Rozwiązaniem problemu braku siły roboczej stawało się wykorzystywanie jeńców. Takie działania były zgodne z prawem międzynarodowym. Polaków kierowano głównie do pracy w rolnictwie. Wpływało na to nie tylko ich pochodzenie społeczne, ale również możliwość „uzyskania” dodatkowej żywności podczas pracy na polu czy w obejściu. Niski poziom wykształcenia większości żołnierzy polskich z armii carskiej oraz stereotypowe nastawienie władz niemieckich decydowały o kierowaniu Polaków na wieś. Nieco później pojawiło się zapotrzebowanie na pracowników kopalń i hut. Polacy byli tam jednak zatrudniani znacznie rzadziej. Warunki pracy w oddziałach roboczych były różne, niekiedy jeńcy nazywali je nawet „fabrykami kalek” (np. w gospodarce górnośląskiej poziom śmiertelnych wypadków pośród pracujących jeńców był 1,5–2 razy wyższy niż wśród robotników cywilnych).

PAP: W czasie I wojny w Niemczech pojawiła się też kategoria tzw. jeńców cywilnych, która może wywoływać skojarzenia z pracą robotników przymusowych w trakcie II wojny.

Dr Piotr Stanek: „Zivilkriegsgefangene” to specyficzna grupa, to robotnicy sezonowi z Galicji i Królestwa Polskiego, którzy znajdowali się w 1914 r. na terenie Niemiec, po wybuchu wojny zostali uznani za obywateli państwa wrogiego i dlatego na podstawie prawa wojny zostali internowani do czasu zakończenia konfliktu lub podjęcia decyzji o ich dalszym losie. Kierowano ich do pracy.

PAP: Jak układały się stosunki między miejscową ludnością a jeńcami?

Dr Piotr Stanek: Było to uzależnione od regionu, w którym byli przetrzymywani jeńcy. Na Górnym Śląsku ze względu na bliskość granicy i dużą liczbę Polaków sytuacja była bardzo specyficzna. Niemcy nie byli wówczas tak urobieni propagandą jak w czasie II wojny. Przez to ich stosunek do Polaków zasadniczo nie był wrogi. Nastawienie ludności cywilnej ewoluowało od obojętności, przez zaciekawienie, aż po wspólnotę losów wynikającą z pracy w jednym miejscu czy pogorszenia się sytuacji na frontach. Często ludność cywilna sympatyzowała z jeńcami.

PAP: Czy jeńcy I wojny mieli możliwość samoorganizacji, np. tworzenia inicjatyw kulturalnych?

Dr Piotr Stanek: W trakcie I wojny istniały obok siebie dwa światy. O przynależności do nich decydował stopień wojskowy. „Pierwszy świat” to obozy przeznaczone dla oficerów. W czasie I wojny istniała swoista wspólnota oficerów będących w niewoli oraz oficerów armii zwycięskiej. Zupełnie inaczej wyglądała pozycja szeregowych. Ich obozy były o wiele liczniejsze. Nie przebywało w nich kilkuset czy tysiąc żołnierzy, ale nawet kilkanaście lub kilkadziesiąt tysięcy. Była to potężna, anonimowa, bezosobowa masa. Wśród władz obozów dominowało założenie, iż żołnierze mają być kierowani do pracy. Oficerowie w oflagach nie pracowali. Otrzymywali nawet żołd i mieli prawo do korespondencji (to ostatnie prawo dotyczyło też szeregowych i podoficerów). 

Zwykli żołnierze nie mogli myśleć o przywilejach. Ich czas wypełniała praca. Obozy żołnierskie to niejednokrotnie raczej punkty zborne, w których jeńców ewidencjonowano, formowano w oddziały robocze i wysyłano do pracy, pozostawiając niewielką część niezbędną do prac wewnątrzobozowych czy niezdolnych do pracy. A panujące w nich warunki zakwaterowania, wyżywienia oraz sposób traktowania były z zasady gorsze niż w obozach dla oficerów. Od 1916 r. ich życie było trudniejsze z powodu coraz większych problemów z zaopatrzeniem w żywność.

Warto sobie uświadomić, jak trudne było udzielanie pomocy tak ogromnym rzeszom jeńców. W czasie I wojny w niewoli po wszystkich stronach konfliktu znalazło się co najmniej 7 mln żołnierzy. W niewoli niemieckiej przebywało ok. 2,5 mln, w austriackiej 2,3, a w rosyjskiej ok. 2 mln. Ogromne obozy były bardzo rozproszone na terytorium wielkich państw (tylko w Niemczech było w sumie 175). Położenie Polaków było trudniejsze niż innych żołnierzy, ponieważ nie posiadali własnego państwa i czy to w obozach niemieckich, czy francuskich byli postrzegani przez pryzmat państwa, którego mundur nosili. Dopiero w kolejnych latach wojny podjęto pierwsze oficjalne wysiłki na rzecz poprawy ich losu. Z drugiej strony np. Akt 5 listopada 1916 r. sprawił, że Rosja uznała, iż polscy jeńcy w niewoli niemieckiej nie są już jej obywatelami i nie ma obowiązku udzielania im już pomocy charytatywnej.

Pomoc dla jeńców spadała więc na polskie społeczeństwo. W niemal w każdym większym mieście powstał komitet pomocy. Również wśród polskiej mniejszości w Rzeszy i innych krajach były tego rodzaju instytucje. Sztandarowym przykładem takiego komitetu był Szwajcarski Komitet Generalny Pomocy Ofiarom Wojny w Polsce z Henrykiem Sienkiewiczem na czele (tzw. Komitet w Vevey). Od 1916 r. o losie polskich jeńców informowała polska prasa. Podawano, gdzie znajdowały się obozy dla polskich jeńców, i apelowano do lokalnej ludności o udzielanie im pomocy. Działano nie tylko porzez doraźną pomoc humanitarną, ale również zabiegano o pomoc w urzędach państw zaborczych. Wysyłano tysiące podań o zwolnienie z niewoli, które z reguły uzasadniano przez fakt bycia jedynym żywicielem rodziny, opieki nad rodzicami lub posiadania gospodarstwa rolnego, którego produkcja może przydać się państwu. Zdarzały się też pojedyncze przypadki zwolnień z niewoli.

Polacy udzielający pomocy jeńcom nie ograniczali się do przekazywania żywności i innych podstawowych środków. Dążono również do ich „podźwignięcia” przez działania oświatowe czy rozbudzanie świadomości narodowej. Wysyłano im książki i gazety. Bardziej wykształceni żołnierze sami wydawali obozowe gazetki, które oczywiście były cenzurowane, ale udawało się w nich przemycić sporo informacji.

We wspomnianych wcześniej obozach stricte dla Polaków prowadzona akcja propolska/uświadamiająca musiała mieścić się oczywiście w graniach lojalności wobec państwa niemieckiego. Zdawano sobie sprawę, że kluczowe jest przygotowanie tych ludzi nie tylko pod względem kondycyjnym, lecz i świadomościowym. Mieli oni przydać się Polsce po zakończeniu wojny. W wielu wspomnieniach i artykułach prasowych przebija idea uczynienia z żołnierzy w obozach jenieckich „pełnowartościowych Polaków”. Wielu jeńców-Polaków z armii carskiej w obozach niemieckich nie potrafiło określić swojej narodowości, mimo że mówili po polsku. Wiedzieli tylko, że są poddanymi cara. Zatem ta praca zarówno jeńców, jak i specjalnych delegatów polskich instytucji przysłanych do obozów, która budziła ich świadomość narodową, miała szczególne znaczenie. 

Rozmawiał Michał Szukała (PAP)


Źródło:
https://dzieje.pl/aktualnosci/dr-p-stanek-I-wojna-swiatowa-byla-ostatnia-ludzka-wojna-pod-wzgledem-prawa-miedzynarodowego

wstecz